Archiwum | Styczeń, 2013

Ofelii życie po życiu

24 Sty

Dla tej prawdziwej, choć fikcyjnej, Ofelii życie skończyło się nagle. Zdecydowanie zbyt szybko. Ale jakimś cudem przetrwało jej szaleństwo. Mało tego, że przetrwało – dla wielu stanowi inspirację nawet dzisiaj. Mało kto zdobywa się na to, by Ofelię uratować i dać jej nowe życie. Bo cały jej dziwny, szalony urok tkwi w tym właśnie, jak kocha. Ofelia jest jedną z tych bohaterek, które nie tylko potrafią kochać całą sobą, ale też kochają za bardzo. Hamlet rzeczywiście jest dla niej całym światem, a kiedy nagle mówi jej „nie”, to oczywiste, że świat zwyczajnie się kończy. I tak Ofelia tonie. Niby nie wiadomo, czy był to nieszczęśliwy wypadek, czy samobójstwo, ale łatwo domyślić się, że Ofelia utopiła się z rozpaczy.

Próbują ją zrozumieć wszyscy. Artyści, psychologowie, ale najlepiej pewnie idzie młodym kobietom. One też kochają bez zastanowienia, zbyt naiwnie, zbyt gwałtownie. I pewnie stąd właśnie wziął się tzw. „kompleks Ofelii”. Co to jest? Encyklopedia określa to jako zespół myśli i tendencji samobójczych wywołanych zawodem miłosnym. Występuje tylko u kobiet.

Ale te samobójcze myśli to tylko część problemów Ofelii. Dzisiaj jawnie nazywa się ją erotomanką. Ofelia biega po scenie jak oszalała, podskakuje, śpiewa, ale co najdziwniejsze – ciągle się dotyka. Dotyka się z pewnym strachem, jakby bała się tego, co robi. Jakby bała się, że ktoś ją nakryje. Aż chciałoby się zapytać:  a co na to Freud? Otóż jego wierni wyznawcy mają na to swoje wytłumaczenie. Ofelia była ofiarą niespełnionych fantazji. To też wpłynęło na decyzję o samobójstwie bo… po śmierci ojca straciła wszelką nadzieję na to, że on kiedykolwiek zostanie jej kochankiem.

Nie ryzykowałabym aż takiego stwierdzenia, za to w jednym na pewno fani Freuda mają rację: Ofelia była ofiarą niespełnionych fantazji. Dalej nie wiadomo, czy do końca życia pozostawała „czysta”, czy też przeżyła ognisty (niewidoczny dla oczu widza) romans z Hamletem. Tak czy siak, ta miłość ją opętała. I doprowadziła do tragedii. Tragedii, którą wielbią artyści, bo mogą nad Ofelią znęcać się na tyle różnych sposobów. Ofelia jest w jakimś sensie niepoprawna. Nie jest tradycyjną postacią kobiecą. Nie tłumi emocji. Nie jest powściągliwa. I przez to każdy chce nadać jej śmierci jakieś własne znaczenie. Tak jak w latach 1851-2 John Everett Millais. To właśnie on namalował najbardziej znany obraz przedstawiający ciało Ofelii unoszące się na rzece.

Millais, Ophelia 1851fTen obraz z kolei inspiruje kolejne pokolenia, które wolą uczyć się przez zabawę i zamiast przestawiać Ofelię na płótnie, układają ją z klocków Lego.

lego ophelia

 

Ale to jeszcze nie koniec. Ofelia pada ofiarą swoich namiętności w wielu performance’ach. W końcu każdy może jej szaleństwo zinterpretować inaczej. We wrześniu 2012 roku w Muzeum Sztuki w Łodzi Zorka Wollny przedstawił swój projekt „Ofelie. Ikonografia szaleństwa”. W interpretacji Zorki spotyka się aż 11 Ofelii. Jedenaście różnych interpretacji „Hamleta” ma posłużyć tylko jako „płótno”, jest tylko pretekstem w próbie zrozumienia kobiecego szaleństwa.

 

 

Dorobiłam się!

21 Sty

Obiecałam, że dorobię się kiedyś własnej infograki i zrobione! Mój wkład może i nie był największy (powstanie tego cudeńka zawdzięczam mojemu dzielnemu mężczyźnie), ale jednak trochę się przyczyniłam… Głównie jeśli chodzi o kolory, ale to przecież też się liczy! W każdym razie z dumą chwalę się moją nową grafiką. Jak Wam się podoba? 😉

Infografika Shakey

Statystycznie obrazując

17 Sty

W internecie od jakiegoś czasu roi się od różnych różnistych infografik. Niektóre są lepsze, niektóre gorsze, swoich obrazków dorobił się już każdy portal społecznościowy, większość ważnych firm i całe mnóstwo ciekawostek. Wystarczy, że wygooglujesz sobie „infografika” i przed Twoimi oczyma pojawią się setki kolorowych, wrzaskliwych obrazków. Swojej infografiki dorobił się też Szekspir. Ale to nie taka, którą mogłabym (chcieć) opublikować na moim blogu. Szeks musi poczekać  aż kiedyś sama zrobię mu piękną infografikę. Taką na czasie, taką, co nadąża za tempem jego życia w Gdańsku i na moim blogu. Niestety do wszelkich spraw zbyt informatycznych potrzebuję asysty mojego domorosłego naukowca, albo nawet rodzinno-informatycznej interwencji… To może potrwać  A tymczasem genialny internet (te wszystkie generatory spadają mi z nieba!) pomógł mi stworzyć piękną ikonografikę dotyczącą Kajo-Szeksowego fanpage’a na Facebooku. Śliczne numerki w ślicznych kolorkach w ślicznym obrazku. Polecam, można popaść w samozachwyt. Cyferki pasują, wszystko cacy, człowiek siedzi i szczerzy się jak głupi do sera bo internet podarował mu obrazek. Jak już robię te internety, to na całego. Więc dzisiaj chwalę się infografiką, którą w prezencie dał mi internet, a Wy czekajcie na to co jeszcze mam w zanadrzu!

(Niestety internety mówią głównie po angielsku, ale moi dzielni Szeksoczytacze na pewno sobie z tym poradzą!)

Infografika-FBSzeks

Slalomowe statystyki

14 Sty

Mam wrażenie, że wielkie podsumowania, roczne raporty i blogosferowe statystyki slalomują między blogerami. Jestem zepchnięta mocno na margines, bo gram tu rolę nerda. Ale nie wierzę, że to dotyczy tylko mnie. Skoro ja tak mam, to pewnie i inni. Przez jakieś pominięcie, przeoczenie, własne, lub czyjeś, stajemy się blogami undergroundowymi zamiast piąć się po szczebelkach śliskiej blogowej drabinki, siedzimy w swoich tematycznych zamkniętych kręgach. Ciężko jest osiągnąć sukces pisząc bloga. Ciężko jak cholera, konkurencji wszędzie pełno! Ale powiedzcie mi, jak to to jest, że tyle jest tych różnych blogów, ale tak na serio to liczy się (lajf)stajl? Nie żebym czuła się aż tak podziemna, że mnie to boli. Czasem też walnę trochę prywaty i pochwalę się na fejsie, że w wolnych chwilach coś skrobnę. Ale mądry fejs pod każdym postem rzuca we mnie nowym bolesnym numerkiem: post widziało X osób. Mój X zawsze ma dwie, czasem nawet 3 (ale nigdy więcej!) cyferki. Patrzę sobie na te numerki i, jako że oficjalna blogosfera ma swoje top listy, tworzę własne statystyki. Wiecie co mi wyszło? Że chyba piszę dziennik następnej internetowej call girl. Bo u mnie najwięcej klików jest tam, gdzie Szeks za bardzo wygląda jak seks. Pamiętacie mój post „Szeks-afera”? Oooo wtedy to się działo, klik po kliku. Ale tylko w ten post, już żaden następny. Bo wszyscy myśleli, że kogoś pogrążę, najlepiej polityka, najlepiej wielką gwiazdę. A tu lipa. Czytanie ze zrozumieniem nie ma się zbyt dobrze. Lubię gry słów i robię ludzi w balona. Bo dla mnie Wasz sztywny Szanowny Pan William Szekspir to po prostu Szeks. Trochę mój, trochę szalony, o dziwo całkiem zrozumiały! No i mam tego Szeksa, a już że ludzkości to wszystko się z seksem kojarzy to nic nie poradzę. Trudnego tematu się złapałam. Nawet wiem o tym. Jak pomyślę o omawianiu Szekspira w liceum to robi mi się słabo. Pewnie część z Was ma tak samo. Nic na to nie poradzę, to taki bunt, który skierowany był w szkołę, ale w sumie to trafił we mnie. Po liceum wszystkie lektury musiałam odkryć na nowo. Bez tego dalej tkwiłabym w swoim świecie nienawiści do wszystkiego, co przez system szkolnictwa uznane jest za godne uwagi. Dla mnie Szekspira uratował nie kto inny niż (Boże miej litość) sam Leonardo DiCaprio. I do dziś wzruszam się Luhrmannowską historią Romea i Julii. Mam nadzieję, że chociaż dla paru osób Szekspira uratuje mój blog. Sama sobie nie wierzyłam, jak zaczynałam pisać.  Byłam blogerką bez twarzy, bo chciałam zobaczyć  jak to będzie z tym blogiem, jak zostawię go samego sobie. Zero promocji. Niech promuje się sam. Ale nic się samo nie sprzedaje. A już na pewno nie taki temat jak Szekspir. Wyszłam z ukrycia, bo ile można się chować  Może i mnie kiedyś oślepi światło reflektorów, bo chociaż brak mi lajfstajlowego cynizmu i hipsterskich gadżetów, to wybiegam z marginesu. Znudziło mi się siedzenie i czekanie na to, co będzie. Jestem blogerką, ale taką z własną twarzą, bo daję Wam mojego Szeksa, a nie jakiegoś przypadkowego. I powiem Wam jeszcze, że wcale nie taki ze mnie znowu kujon. A już mój Szekspir to na 100% nie jest nudny.

Snapshot_20120511_2

Ja i mój wąs a la Szekspir żegnamy się z Wami na dziś. A jak chcecie, żeby statystyki przestały mnie omijać  to do działania! Fanpage czeka na lajki, a ja na Wasze głosy w konkursie!

Przyrapszony

13 Sty

To żaden żart. Jest Szekspir, jest i rap. Lubisz, czy nie, posłuchać warto. Po co? Żeby się przekonać  że te nudne wersy ze szkolnej ławki potrafią się w coś złożyć. No ale powoli, spokojnie, nikt nie wyrapowałby na jednym wdechu całego Makbeta. Cały ten szekspirowski rap jest raczej wariacją na jego temat, tu o coś zahaczy, tam o czymś wspomni, trochę weźmie tego, a trochę tamtego. Wszystko pięknie ładnie, ale halo, tu ziemia! Że niby jak, Szekspir raperem? MC Szeks? No bo podobno, gdyby żył, to teraz byłby raperem. Jasne, wszyscy już w to wierzą. Już widzę Szeksa jak wciąga na szyję ciężki złoty łańcuch, staroświeckie łaszki zamienia na jakieś STO PRO i rzuca w nas bitem. Pewnie by tak było. No ale masz. Internet obiegły szalone klipy – co by było gdyby.

Nigdy o tym nie słyszeliście? No w Polsce tego jeszcze nie było, no bo jak, toż ten rap taki wulgarny, taki nieoswojony, taki prosto z bloku, a tu Szekspir, kultura wysoka, ładne ubranka w ładniejszym teatrze i uśmiech od ucha do ucha, żeby pokazać  że to ja, ja właśnie rozumiem, ja tu się wcale nie czuję niepojętnym dzieciaczkiem. No ale masz ten rap i masz go takim, jakim jest, możesz kombinować  ile wlezie, ale rapu nie zmienisz. I weź tu znajdź w tym wszystkim Szekspira.

Tak źle? Za wulgarnie? Po oczach bije golizną? No bywa. Ale co to za raper, co nie stoczył żadnej bitwy? Też mi wojownik. Można komuś ponabijać trochę emocjonalnych siniaków. Albo się pośmiać  Cokolwiek to ma na celu, adrenalina leci w górę, o to przecież chodzi. A Szekspir, jak to Szekspir, ma swoje standardy. Jak już ma być raperem to pewnie lepszym niż gorszym, nie ma to tamto. I przeciwnika też musi mieć niczego sobie. Kto by się tu nadał? Byle nie epokowo, co to za rozrywka. I tym sposobem w przeciwnym narożniku znajduje się Dr Seuss. Dla jednych dziecięcy bajkopisarz, dla innych wielki idol. Jeszcze się taki nie urodził, co to by wszystkim dogodził.

Jeszcze mało? Mam tego więcej, już teraz całkiem na serio, bez żadnego śmiechu, zamykamy rapową zaszekspirowaną trójkę wielkich hitów. Akala. Brzmi znajomo? Nie? Szkoda. Chłopak też zaszalał. Jakość oceńcie sami, ja tu nie jestem krytykiem muzycznym, ja tu tylko szekspiryzuję. A rzucę Was jeszcze ‚brudną’ wersją, co tam. Już i tak swoje widzieliście.

A jak ktoś jest żądny wiedzy, jak to jest z tym przyrapszonym Szekspirem – obejrzyjcie sobie, jak Akala o tym opowiada.

Naiwna fanka

12 Sty

Słyszałam, że jako blogerkę cechuje mnie pewna naiwność.  I jeszcze, że się nie znam. Oj, cóż, bywa różnie, niektórzy się znają, niektórzy nie, jeszcze inni udają. No a ja to ja, od początku przyznałam się: żaden ze mnie naukowiec, żaden ze mnie specjalista, ja mam tylko serduszko pełne iście szekspirowskiej miłości. Kierując się zasadą „nieważne, co mówią, ważne, że mówią”, teraz myślę sobie, że Shakespeare Standard może o mnie pisać, co chce. Bo czy nie liczy się to, że w jakiś sposób zwróciłam na siebie uwagę tak ważnej strony? Okej, okej, wiadomo, młoda – gniewna, najpierw uniosłam się dumą. Kto to śmie twierdzić  że ja się nie nadaję? Kto to komentuje, w jaki sposób ja piszę? Ogólnie rzecz biorąc poszedł komediowy foch. No przecież ja piszę to, co czuję! Przecież się uczę! Nie studiuję szekspirologii i nie mieszkam w teatrze, ale żyję tym Szekspirem i jakoś mam go na codzień, i co?!? I źle? Chyba nie! Foch urósł już do rozmiarów obrazy stanu, a to był dopiero początek. A co, bo to źle, że ja popkulturyzuję tego Szekspira, że mówię, że nie nudy, nie flaki z olejem, że nieważne, ile razy co czytasz, tylko jak widzisz, co widzisz, jak czujesz dane dzieło? A co, a mam siedzieć w domu, masowo hodować koty i czekać aż pojawi się Romeo? No nie chcę nikogo martwic, ale Romeo to trochę małolat, więc panie kociary to już się takiego nie doczekają… Romeo Romeem, ale analiza i interpretacja lektur,  jakieś głębsze rozkminianie sztuk – to nie dla mnie. Ja nie napiszę za Ciebie matury, złotko. A za Ciebie nie przeczytam „Burzy” bo jest zadana na studia. Tak samo jak niektórym się nie spodobam, bo na Szekspira jestem zbyt wulgarna, niedokładna i osobista. Nie jestem wszechwiedzącą Wikipedią. Nie jestem No Sweat Shakespeare’m, żeby opowiadać  czemu Hamlet robi to i tamto, a czemu Ofelia mówi to, a co znaczy to słowo, bo ono jest trudne, a teraz nie chcemy się uczyć,  tylko we wszystkim idziemy na łatwiznę. Lubię poczytać o Szekspirze słowami Brysona, lubię stary tekst w nowoczesnej sztuce, lubię szekspirowską grafikę i pomysły, które niby nie pasują. Niech będzie pop, niech będzie kolor, niech się dzieje. Dorysujmy Szekspirowi rogi, okulary, urodzinową czapkę, niech nawet będzie różowy. Ja go sobie mam takim, jak mi się podoba. Czasem się znam, czasem się nie znam, czasem krzyczę ‚profanacja!’, a czasem myślę, że a co tam, że liczy się to, że Szekspir żyje. Niech on nas łączy, a nie dzieli.

Irytujący mnie post Standardu zniknął w tajemniczych okolicznościach. Została po nim tylko wzmianka w Google search i w moich statystykach. A ja dalej robię swoje, wracam do Was z moją miłością i każdą mądrością albo głupotą, jaka akurat przychodzi mi do głowy. Szekspir wraca do mojego raz cukierkowego, a raz mrocznego światka. Bardzo proszę nie rzygać tęczą.

Zawsze na czasie, zawsze TOP

12 Sty

Kiedy w życiu mam bałagan większy niż w mieszkaniu, zaczyna robić się ciężko. W całym tym zamieszaniu, kiedy nie mogłam zapamiętać  która data w kalendarzu oznacza termin zapłacenia rachunku, a która następny egzamin, jakoś zaniknęłam w szekspirowskim biznesie. Ale, ale, moi drodzy, każde dobre zniknięcie z rynku musi skończyć się spektakularnym powrotem, więc… mam dla Was małą niespodziankę 😉 Mam nadzieję, że mój „okres hibernacji” nie odstraszył stałych czytelników, BO TERAZ SZEKS STARTUJE W KONKURSIE NA BLOGA ROKU 2012!!! Cieszycie się? Bo ja tak, to chyba w miarę dobry powrót do życia! Odsyłam Was na stronę, poczytajcie i oddawajcie głosy! 🙂

KLIK, KLIK! SPRAWDŹ, JAK POMÓC